1 person found this review helpful
Recommended
0.0 hrs last two weeks / 16.4 hrs on record
Posted: 14 May, 2024 @ 1:41pm
Updated: 14 May, 2024 @ 1:48pm

Ehh... bawiłem się "ok". To nie jest zła gra, ale podbicie tekstur i wygładzenie krawędzi nie naprawi tego jak męczące jest granie w Serious Sam Classics: Revolution. Skończyłem The First Encounter i mam dość. Może pobawię się jeszcze w co-opie albo w dodatkowych trybach gry, ale nie wiem czy wrócę, by przejść jeszcze drugą część klasycznego Serious Sama. To jest typ FPSa, który zasłużenie umarł śmiercią naturalną, ponieważ całe tempo rozgrywki siada przez predefiniowane i na maksa irytujące respy przeciwników. Ja wiem, to cecha tych gier i znak rozpoznawalny serii, ale w to się ledwo da grać. Podnosisz amunicję, a na plecach pojawiają się zastępy Bezgłowych Kamikaze (eng. Beheaded Kamikaze - nie wiem jak to niby przetłumaczyć, by brzmiało "dobrze"), którzy szarżują w Twoją stronę. Zabijesz ich, stracisz zdrowie, ale arena jest pusta, więc idziesz przed siebie, a kilka metrów dalej wokół postaci pojawiają się dziesiątki irytujących żab. I tak przez całą mapę - co kilka kroków "coś". Kumam, że kiedyś tak musiało być, by odciążyć podzespoły komputera, ale dzisiaj to jest nieuzasadniona katorga. Przykładem gry, która zestarzała się fenomenalnie jest pierwszy Quake, w którego po prawie 30 latach od premiery gra się tak samo dobrze i kompletnie nie czuć, że to produkcja z czasów, gdy procesory były taktowane 75 MHz. Serious Sam za to jest tak archaiczny jak to tylko możliwe. Zagadki są absolutnie łopatologiczne i polegają na tym, by wśród tak samo wyglądających tekstur znaleźć odpowiedni przycisk, który otwiera drzwi. Tyle. Nie ma w tym żadnego geniuszu, którego można byłoby się spodziewać po twórcach The Talos Principle.
Strzela się dobrze, ale przeciwnicy to gąbki na pociski. Poziom trudności jedyne co zmienia, to obrażenia, które zadają przeciwnicy i to ile sami tych obrażeń mogą przyjąć - to nie poziom trudności, a poziom długości walk, bo SI wrogów to też "wycieczka do przełomu wieków".
Dobrze za to wyglądają lokacje i modele przeciwników, bo te są szczegółowe i nawet po 20 latach cieszą oko dobrym pomysłem. Pod względem wizualnym Serious Sam Classics: Revolution jest spójny i można polubić to jak gra wygląda. Co prawda tekstury są bardzo jednolite, powtarzają się, a przyciski do otwierania drzwi są praktycznie niewidoczne w pierwszej chwili, ale całościowo to bardzo solidna produkcja pod względem artystycznym. Podróżowanie od lokacji do lokacji jest odczuwalne, bo te między sobą się wyraźnie różnią. Przyznam, że ten aspekt "zwiedzania" świątyń podobał mi się chyba najbardziej, bo dużo frajdy sprawiało mi szukanie ukrytych pomieszczeń i specjalnych miejsc, gdzie ukryto amunicję/apteczki.

Odrębną kwestią, którą warto poruszyć jest jakość tego fanowskiego remastera - jest strasznie nierówny. Z jednej strony doceniam, że podbito tekstury i wymodelowano na nowo przeciwników z zachowaniem ducha pierwowzoru, ale czemu to wszystko odbyło się kosztem czytelności? I nie, to nie jest mój wymysł, bo sprawdziłem i w oryginale wszystkie przyciski były zdecydowanie bardziej widoczne, a mapy pozbawione tych wszystkich cieni były przejrzyste i "czyste". Szczególnie to widać pod wodą (poziom w ściekach), gdzie mapa w zalanej części to jedna wielka czarna plama.
Przez całą grę towarzyszy nam masa glitchy i niedoróbek - tu przeciwnik wpadnie pod mapę, tam ogień na pochodni jest źle wyrenderowany i widać przez niego otchłań mapy, a kawałek dalej przeciwnik szarżujący blokuje się o piksel schodów. To wszystko byłoby akceptowalne 20 lat temu jak wychodził oryginał, bo to były takie szalone czasy, że pewnych rzeczy nie dało się sprawdzić w 100%, ale remaster wyszedł w 2019 roku, a mam wrażenie, że jego stan techniczny jest dużo gorszy, niż pierwowzoru - gdzie w pierwszej wersji z 2001 roku też była masa bugów (one nadal są, bo nikt nie kwapił się, by je usunąć. Na czele ze zwłokami, które nie znikają i wciąż blokują w miejscu postać gracza).
Pathfinding jest tak krytycznie zepsuty, że słów mi brak na takie lenistwo. Nie wiem jakim cudem w "nowej" grze można mieć z tym jeszcze problem, ale straszne przez to odechciewa mi się sprawdzać drugą część z klasycznych Serious Samów. Każdy przeciwnik leci do gracza w linii prostej, strzela do gracza w linii prostej i dosłownie WSZYSTKO robi w linii prostej. Chodzenie po mapach też polega na tym, że idziesz w linii prostej do celu, czasem stajesz, by zabić przeciwników i dalej to samo. To jest tak powtarzalne i męczące, że naprawdę trzeba być wielkim fanem serii, by czerpać radość z gry. Gdyby wyrobnicy (artystami nie są - to banda partaczy) zwani "wielkimi fanami oryginału", którzy odpowiadają za tę abominację, przyłożyli choć trochę uwagi do naprawy kodu i uwspółcześnienia produkcji, to być może grałoby się w nią dużo lepiej. Ale fakty są jakie są - ta gra to 60 letni dziad w nastoletnich ciuchach, który rzuca żargonem "młodych" mając nadzieję, że przez to sam zostanie uznany za nastolatka.

Pomimo tych wszystkich zarzutów, stanu technicznego gry i lenistwa twórców, żal tej grze dać negatyw, bo mimo wszystko jest grywalna. Myślę, że wielki fan oryginalnych pierwszych części doceni fakt, że gra jest tak spójna z pierwowzorem i będzie się dobrze bawił. Ja mam jej dość.
Was this review helpful? Yes No Funny Award
Comments are disabled for this review.