Ta historia wydarzyła sie naprawdę. Czyta: The Negev God









Tradycyjnie Miraż, jak zawsze dostajemy wpierdol. Jest źle, koleś niczym odpalony. Ja próbuje urtować drużynę moimi umiejętnościami używania NEGEVA. Jednak na marne. Przegrywamy 7-14. Widać że Róski w drużynie oponentów poczuli sie niczym wygranymi i wcale sie nie dziwie. Chat: XAXXAXAXAXXAX GG EZ. Mówie nie tak nie może być. Odpaliłem moją pełną moc, Grzesiu mój kuzyn jak zawsze odpala sie w odpowiednim momencie. Wygrywamy runde, jest 8-14. Róski ucichły. Kolejna runda robie ace'a, Same heady. Oponenci jednak dalej cicho. No to lecimy dalej, wygraliśmy kolejne 4 rundy, za każdym razem oczywiście ja i Grzesiu carrujemy naszą drużyne. Jest 12-14, niestety nie podołałem, Grzesiu został sam na trzech. Powiedziałem: "Grzegorz od tego zależy nasze życie". I udało sie Grześ mnie nie zawiódł. Trzynasta runda była w miare wyrównana ale daliśmy rade. Jest 14-14, tak naprawde ostateczna runda. Grzesiu idzie mida z awką ja supportuje shorta. Grzesiu niczym Kenny S zmiażdył wszystkich 4 graczy został ostatni. Grzegorz niestety nie przeżył dalej. Zostałem sam, na reszte teamu nie mogłem liczyć. Ten najbardziej toksyczny Rósek zniszczył tych amatorów z mojej drużyny. 1vs1 i UWAGA po niesamowitym banny hopie, fleshu i headzie wygrałem, wygrałem tę rundę. Róski najprawdopodobniej mnie zwyzywały w swoim języku, poczym Wyszli..... ostatnia runda była tylko formalnością.





R uski pisane specjalnie przez ó żeby nie blurrowało